Fioletowy to kolor motyli.
Fioletowe są śliwki węgierki.
Fioletowa jest lawenda.
Aromat suszonej lawendy w komodzie zawsze mnie inspiruje.
Świeżo zebrane zioła trzeba teraz powiązać w pęki i pozawieszać w przewiewnej szopie. Kolejne bukiety już dosychają. W cieniu wyleguje się szylkretowy kocur. Lato jest upalne, Burze, o dziwo, nie występują tak często jak zwykle. Zapowiadają się dobre zbiory w tym roku.
Ale wszystko od początku… Najpierw muszą być nasiona. Etap pierwszy to przeprowadzenie ich stratyfikacji. Okres niskich temperatur w dużej wilgotności spowoduje, że będzie lepszy odsetek kiełkowania. Ja włożyłam je do lodówki na zmoczone i wyciśnięte waciki, przykryłam folią z dziurkami, żeby utrzymać wilgotność. Zostawiam je tam na ponad miesiąc. Obawiam się, żeby mi nie spleśniały. Dlatego dobrze jest je zaprawić środkiem grzybobójczym np. Funaben. Od czasu do czasu należy odkrywać z folii, przewietrzać i sprawdzać ich stan.
Cykl „Lawendowej farmy” dopiero się zaczął. W kolejnych odsłonach będę przedstawiać rezultaty. Mam nadzieję, że doczekam się dorodnych kęp lawendy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz